Safari nurkowe, trzy, albo cztery nurkowania dziennie, rekiny, manty, piękne rafy koralowe, słońce, szmaragdowa woda, fantastyczni ludzie i zapierające dech w piersiach widoki. Tak to zdecydowanie coś dla mnie, biorąc pod uwagę, że listopad to najsmutniejszy miesiąc w Polsce.
Malediwy, 1190 małych wysp rozsypanych na oceanie indyjskim, które tworzą 26 atoli umiejscowionych na wulkanicznym podwodnym paśmie górskim. Każda wyspa to mały raj z idealnie białym piaskiem, palmami i turkusową krystalicznie czystą wodą. Nic dziwnego, że ludzie na całym świecie marzą, aby tu przylecieć.
Lądujemy wczesnym rankiem na wyspie Hulhule, położonej na północ od stolicy Malediwów, Male. Odbieramy bagaże z lotniska i dołączamy do naszej grupy, która na nas czeka. Wsiadamy na małą łódkę “Doni”, gdzie do specjalnych plastykowych skrzynek wkładamy swój sprzęt nurkowy, od tej pory będzie to nasza łódź “operacyjna” służąca tylko i wyłącznie do nurkowania.
Nasza docelowa łódź jest znacznie większa, bardziej komfortowa i nosi piękną nazwę Voyager. Bardzo sprawnie wchodzimy na jej pokład, a załoga zajmuje się bagażami. Kajuty są przytulne i praktycznie urządzone, w jasnych kolorach. Dzisiejszy dzień spędzamy na łodzi, niedaleko portu na aklimatyzacji, a jutro wypływamy w morze.
Nazajutrz o świcie budzi nas gong i wołanie – wake up, wake up!!! To pobudka wykonaniu Patryka, naszego przewodnika nurkowania, bardzo skuteczna zresztą ponieważ wszyscy w błyskawicznym tempie pojawiają się na górnym pokładzie 😉 Jest 6:00 rano, słońce też dopiero wstało i nieśmiało wygląda zza chmur;-) Tylko ono nie potrzebuje ciemnych okularów, błyszczyka i dużej ilości kawy, aby móc zaprezentować się światu;-) Już o tym pisałam kilkakrotnie, ale napisze jeszcze raz, Kocham wschody i zachody słońca!!!! Może i jestem trochę zaspana, ale w takich momentach powtarzam sobie, że wyśpię się w domu, a teraz jestem tutaj i piję szybką kawę, jem tosta z dżemem figowym, słuchamy briefingu w wykonaniu Patryka i przechodzę na drugą łódź, aby popłynąć na nasze pierwsze nurkowanie, przed śniadaniem. Co jest takiego wyjątkowego w tym miejscu? Jeżeli będziemy mieli szczęście to spotkamy manty zwane również diabłami morskimi, uznawane przez mieszkańców Malediwów za święte stworzenia.
Mamy dziesięć minut na ubranie się w pianki i sprzęt zanim dopłyniemy na miejsce. Słońce już na dobre rozgościło się na niebie, zamykam oczy i ciesze się jego ciepłem. Z błogostanu wyrywa mnie głos Patryka, are you ready? We jump into the water i wskakujemy….. Woda jest ciepła i przyjemna, prąd medium plus, jak określił to nasz przewodnik. Zanurzamy się szybko, na głębokość 15 metrów, zaczepiamy haki o rafę i czekamy, aż pojawią się te majestatyczne stworzenia. Chwilę później zaczynam uśmiechać się sama do siebie na widok mant, które krążą nad rafą i nad naszymi głowami. To osobliwy i hipnotyzujący taniec, który porywa widzów do tego stopnia, że niektórzy zapominają o zakazie wpływania na rafę. Najczęściej przytrafia się to mieszkańcom Państwa Środka.
Jedno ze stworzeń, przepływa tuż obok mnie i spogląda mi prosto w oczy, w tej idealnej chwili czuję pełnię życia, świat zaczyna wibrować w jednym spójnym rytmie i wszystko wydaje się być takie proste…. cdn.
piekna wyprawa ,fantastyczna relacja ,dziekuje za zdjecia i opis miejsca tak przyblizajacy Malediwy .
Ewa, bardzo się cieszę, że podoba się Tobie mój wpis. Malediwy to wyjątkowe miejsce. Przesyłam gorące pozdrowienia