Gdybym miała jednym słowem opisać Rzym w okresie Świąt Bożego Narodzenia, napisałabym wyluzowany. Czuliśmy ten luz na każdym kroku, w najmniejszych malowniczych uliczkach i kawiarenkach, na zabytkowych Schodach Hiszpańskich i przy fontannie Di Trevi, na placach, gdzie kolorowa zabytkowa karuzela z drewnianymi rydwanami i anioły kręciła się dookoła dając radość dzieciom i dorosłym. Ten luz czuć było przede wszystkim w ludziach, w ich zachowaniu, uśmiechu i spokoju. Wystarczyło zatrzymać się na chwilę i posłuchać muzyki, granej przez ulicznych muzyków z taką pasją, że gromadziła dookoła tłumy, bijące brawa. Ta niezwykła atmosfera udzielała się wszystkim, bez względu na to jak wyglądali, jaki mieli kolor skóry i w jakiego Boga wierzyli, nie miało to zupełnie znaczenia. Nie było mowy o smutku, złości, nostalgii i samotności…..
Takie były ulice, a jakie były kościoły, których w Rzymie nie brakuje? Odwiedziłam kilka świątyń, były piękne, bogato zdobione i okazałe, ale to co najbardziej mnie urzekło, to, to co działo się poza nimi. Na schodach jednego z kościołów zobaczyłam kilku młodych księży, którzy śpiewali piękne piosenki w języku dla mnie niezrozumiałym. Otaczał ich tłum ludzi bijący brawo, niektórzy też próbowali śpiewać 😉 Księża przyjechali z Filipin na Święta do Rzymu, wyszli do ludzi i dzielili się z nimi swoją radością i pasją, wszyscy razem śpiewali, świętowali. Ta scena przeniosła mnie do poczekalni portowej na Filipinach, gdzie dwa lata temu czekałam na statek, na wyspę Bohol. Do portu przyjechał młody ksiądz na skuterze, ze szmacianą torbą przewieszoną przez ramię. Zaparkował skuter, zdjął kask i wszedł do poczekalni w terminalu portowym, stanął przed ludźmi i zaczął odprawiać mszę, tak po prostu, bez zbędnej „scenografii”. Przyłączyli się do niego pasażerowie i wspólnie odmawiali modlitwy, zaczęli śpiewać w rytm muzyki granej przez grupkę niewidomych muzyków, którzy w ten sposób zarabiali na życie. Podczas mojej dalszej podróży po Filipinach, widziałam kościoły w małych wioskach i w większych miastach. Tylko kilka z nich przypominało te które odwiedziłam w Rzymie, reszta składała się z zadaszenia, nie było ścian, okien, ani drzwi. Na podłodze leżała wiklinowa mata i zazwyczaj stało jedno plastikowe krzesło. Kościół można było poznać tylko po krzyżu na dachu nic więcej go nie przypominało.
Rzym w okresie świątecznym bardzo mnie zaskoczył, spodziewałam się ciężkiej, męczącej atmosfery, a doświadczyłam czegoś zupełnie odwrotnego. Jestem ogromnie wdzięczna za to doświadczenie, uświadomiło mi jak wiele zależy od nas i jak wiele możemy sami zmienić…
Wielkie Wow ..takie świeta to ja rozumiem …ciepło , słoneczne niebo i pieczone kasztany zamiast pierogów . Zdjęcia i relacja jak zawsze oddaja klimat miejsca. Brawo sylwia ..pozdrawiam
Dziękuję Ewo za piękny komentarz. Zawsze potrafisz cieszyć się razem z nami podróżą, to szalenie miłe. Pozdrawiamy serdecznie
Brawo Sylwuniu. Piękne zdjęcia i cudowna narracja… jestem zachwycona Twoją łatwością wysławiania tego co przeźyliście. Cieszę się, źe udał Wam się ten rzymski wyjazd i że dopisała tak cudowna pogoda. Gorąco pozdrawiam.
Brawo Sylwuniu. Piękne zdjęcia i cudowna narracja… jestem zachwycona Twoją łatwością wysławiania tego co przeźyliście. Cieszę się, źe udał Wam się ten rzymski wyjazd i że dopisała tak cudowna pogoda. Gorąco pozdrawiam Słoneczko ?
Danusiu kochana, tak bardzo dziękuję Tobie, za tak piękne słowa. Ciesze się, że mogę Tobą podzielić się moim światem i tym co przezywam podczas każdej mojej podrózy. Dziękuję z całego serca. Przytulam serdecznie
Wiesz, że ja nigdy nie spędziłam Świąt poza domem, a jestem znacznie starsza od Ciebie? Jakoś nie mam odwagi wyjechać i zostawić wszystkiego. Zawsze sobie obiecuje, ze za rok bedzie inaczej i znowu jest tak samo. Dziękuje Tobie za ten opis, daje do myślenia. Buziaki, cmok, cmok
Wyjazdy świąteczne są wspaniałe i nie ma co się bać, chyba że się przed nimi (świętami) ucieka…? Ja byłam dwa razy w Hiszpanii świątecznie i potwierdzam, po pierwsze – wyluzowanie mimo, że bez pierogów się nie obeszło 😉 W związku z tym, że jestem bardzo katolicka to i przeżywanie duchowe katolickie jest dla mnie na pierwszym miejscu, ale wszystko co dookoła jest jak prezent, zupełnie inne emocje:) doskonale cię rozumiem, Sylwia:))