Kto by pomyślał, że w Rzymie o tej porze roku będzie tak ciepło i słonecznie. Jest grudzień, bezchmurne niebo, tylko ubrane choinki na głównych placach przypominają nam, że za kilka dni będą Święta Bożego Narodzenia, a my wygrzewamy się na Schodach Hiszpańskich jak dwa szczęśliwe koty. Widok z samej góry jest obłędny, widać kopułę bazyliki Św. Piotra w Watykanie, niewielkie kawiarenki na dachach zabytkowych kamienic, tarasy prywatnych osób, a na nich donice z drzewkami cytrusowymi, których gałęzie uginają się pod ciężarem, mandarynek i pomarańczy. I niebo, o tak niebo, piękne błękitne, poprzecinane białymi liniami, od przelatujących samolotów. Mam wrażenie, że patrzę na obraz, na którym zmieniają się kolory, pod wpływem zachodzącego słońca, a reszta pozostaje nieruchoma. Każdego dnia podczas naszego pobytu w Rzymie przychodziliśmy na Schody Hiszpańskie, aby podziwiać ten nieprawdopodobny widok i zjeść kolację. Zabieraliśmy ze sobą czerwone wytrawne wino, szynkę parmeńską, sery, pomidory i pieczywo, które rwaliśmy w dłoniach. Włosi mówią na to, „Dolce Far Niente”, czyli „słodycz nie robienia niczego” 😉
Podczas jednej z takich kolacji na Schodach Hiszpańskich, podszedł do nas wysoki, szczupły, ciemnoskóry mężczyzna. W ręku trzymał pęk kolorowych bransoletek i wisiorków. W Rzymie można spotkać wielu sprzedawców z Afryki, którzy przebyli szmat drogi, aby na rzymskich ulicach sprzedawać drobne przedmioty turystom. Mosi, tak miał na imię mężczyzna, który do nas podszedł, różnił się od pozostałych sprzedawców, nie nagabywał nas tak jak inni, wydawał się być nieśmiały. Zaczęliśmy rozmawiać i zaproponowaliśmy poczęstunek, ale podziękował. Mosi, przybył do Rzymu z małej wioski w Kenii. Miał bardzo sympatyczną twarz i sympatyczny uśmiech, przekładał bransoletki z jednej ręki na drugą, trochę niezdarnie jak dziecko. Każdą z nich eksponował, o każdej opowiadał.
Ta jest dla mnie szczególna powiedział, ta ze słoniem. Słoń jest dla mnie symbolem szczęścia i miejsca z którego pochodzę. Tam się urodziłem, tam mam rodzinę, tych, których kocham. Słoń z trąbą do góry, symbol Afryki, mój symbol dodał z ogromną dumą w głosie. Po czym odłączył dwie bransoletki z pęku, który trzymał w dłoni i założył nam po jednej na rękę. Słoń afrykański na szczęście, prezent dla was. Nie chciał pieniędzy, bo za prezenty się nie płaci dodał i odszedł ze swoim szczęśliwym uśmiechem.
Dobroć dawana innym, zawsze do nas powraca…
Spedzic w słoncu kilka dni, i nacieszyc oczy takimi obrazami, to chyba najlepsze co można sobie zafundowac w środku polskiej zimy .Piekne zdjecia i super relacja …pozdrawiam Ketut p.s Twój blog jest jak balsam na dusze !!!
Ewa, dziękuję, za piękne słowa. Polecam takie, krótkie wakacje w środku zimy. Można naładować baterie i z nową energią wkroczyć w 2018 rok. Wszystkiego co najlepsze dla Ciebie w Nowym Roku, niech obfituje w podróże i same przyjemności;-)
Ciesze się, że publikujesz informacje o nowych wpisach na IG. I można napisać komentarz, ostatnio miałam jakiś z tym problem.Jakiś błąd mi wyskoczył. Historia, którą opisałaś bardzo mnie poruszyła. To prawda dobro wraca i trzeba starać się zawsze postępować właściwie. Pięknych doświadczeń w Nowym Roku dla Was i wszelkiej pomyślności?Pozdrawiam
Lucynko, dziękuję za piękne życzenia i za to, ze do mnie zaglądasz. To prawda, ostatnio mieliśmy drobne problemy techniczne i nie można było wystawi© komentarza. Mam nadzieje, ze juæ teraz wszystko działa tak jak powinno. §ciskam Ciebie bardzo serdecznie i życzę pięknego dnia.
Odwiedziliśmy Rzym kilka lat temu w listopadzie, pogoda była również wspaniała…. pozwalała na długie spacery i przesiadywanie na Schodach Hiszpańskich. Jestem w stanie sobie wyobrazić jak Wam było miło…. wspaniałe miejsce… cudowna energia unosząca się w powietrzu i niezapomniane historie 😉
Rzym posiada niewyobrażalną energię. Uwielbialiśmy siadać w niewielkich kawiarenkach i obserwować ludzi, szczęśliwych ludzi. Jest tyle pięknych miejsc do odkrycia i zobaczenia. Pozdrawiam i życzę dobrego dnia.