Piętnaście minut drogi od Paśupatinath znajduje się Buddyjska Stupa Bodnath. Uznawana za największą w Nepalu. Dla tybetańskich buddystów to jedno z najświętszych i najważniejszych miejsc zaraz po Tybecie. Data powstania Stupy nie jest znana. Natomiast są znane legendy, które mówią jak świątynia powstała. Ponoć pewna stara kobieta wraz z czterema synami pochowała Buddę Kaśjapę na miejscu gdzie teraz stoi Stupa. Wybudowała ją sama wraz z synami za zgodą panującego króla. Kosztowało ją to wiele wyrzeczeń i mnóstwo ciężkiej pracy. Kiedy zawistni ludzie zobaczyli jak duże są fundamenty. Udali się do króla i prosili, aby cofnął pozwolenie na budowę. Swą prośbę motywowali tym, że teraz król będzie musiał wznieść jeszcze większą budowlę, aby pokazać jaki jest potężny. On jednak odrzekł, że nie może złamać i cofnąć danego raz słowa. Dzięki takiej postawie króla stupa została dokończona. Legendy są częścią naszego życia. Dzięki nim świat wydaje się jeszcze ciekawszy.
Kiedy przekraczamy bramę i wchodzimy na teren świątyni od razu zauważamy białą kopułę i oczy, które przenikliwie obserwują wszystko. Po prawej i po lewej stronie stoją budynki gdzie na dole mieszczą się małe sklepiki oferujące najróżniejsze pamiątki. Dzięki nim jest tu bardzo kolorowo. Piękne tkaniny powiewająca na wietrze, zapach kadzideł unosi się w powietrzu, dłonie turystów poruszają modlitewne młynki i w skupieniu okrążają stupę. Nigdzie wcześniej nie widziałam świątyni o takim kształcie. Ponoć dzięki niemu gromadzi się w tym miejscu mnóstwo pozytywnej energii. Rzeczywiście jest tu bardzo przyjemnie i spokojnie pomimo dużej ilości turystów, każdy znajdzie swoją własną niezakłóconą przestrzeń. Co jakiś czas ten spokój zaburzają gołębie, które energicznie podrywają się do lotu. Tak jak w Jaipurze również i tu można karmić je kukurydzą, którą sprzedają starsi ludzie tuż obok.
Mamy szczęście bo dzisiaj w świątyni mieszczącej się niedaleko stupy, kapłan błogosławi wiernych i słucha ich próśb. Wszyscy stoją w kolejce i pojedynczo podchodzą do niego. My też czekamy na swoją kolej. Kapłan błogosławi nasze głowy i każe przejść dalej. Dostajemy do zjedzenia coś co przypomina w smaku marcepana i popijamy to jogurtem. Na końcu obdarowują nas żółtymi sznurki, które zawiązujemy na nadgarstkach. To wszystko ma nas przybliżyć do spełnienia marzeń i dać ochronę na dalsze życie. Buddyści modlą się w skupieniu i my również dołączamy się do nich. Każdy o coś prosi i za coś dziękuje. Każdy w swoim języku modli się do Boga…..
ŚWIĄTYNIA ..ale magiczne miejsce ,ludzie wygladaja na szczęśliwych ,zapalają świece za swoje powodzenie ,super relacja !!! Zdjęcia maja taki pozytywny wydźwięk…same zdjęcia są fantastyczne!!! Relacja jak zawsze szczegółowa i bardzo ciekawa .
Kolejna podróż marzeń.Zdjęcia piękne .Ludzie zadowoleni z życia .Dziękuję za wspaniały materiał,lektura na całe popołudnie .Ketut pięknie piszesz.
Jak zawsze kolorowo i tematycznie .Przeczytałam z przyjemnością.Zdjęcia oddają charakter tej ŚWIĄTYNI .Fajnie opisałaś.
kolory na zdjęciach mistrzostwo świata
Bardzo wszystkim dziękuję i każdemu z osobna za miłe słowa i wsparcie 😉