Środa, godzina 6:00 rano, kolejny piękny poranek na naszej łodzi i tradycyjnie już pobudka, tym razem słyszymy melodyjny głos Ewy – wake up, wake up, wake up – , naszej przewodniczki nurkowania, a zaraz po nim, uderzenie w gong, którego wibracje roznoszą się po całym pokładzie, a dla bardziej opornych dodatkowo pukanie do drzwi kajuty 😉 Przed nami trzy ekscytujące nurkowania, a wieczorem barbecue o zachodzie słońca na wyspie Raidhigga.
Dzień wcześniej nasz koleżanka Angelika obchodziła swoje naste urodziny.
– Bardzo Was proszę powiedziała, nie mówcie nikomu, że dzisiaj mam urodziny. Chciałabym uniknąć zamieszania wokół mojej osoby, dodała.
– Oczywiście nikomu nie powiemy, że masz dzisiaj urodziny odrzekliśmy, ale już w głowie zapaliła nam się czerwona lampka i pojawiło się pytanie. Co możemy zrobić, aby uczcić ten wyjątkowy dzień, ale nie złamać danej obietnicy.
Wieczór był idealny, ciepły, niebo eksplodowało kolorami , wiatr ustał, a tafla wody przypominała aksamit. Wsiedliśmy do małej łódki, którą popłynęliśmy na zieloną wyspę Raidhigga, która kształtem przypominała serce. Plaża pokryta była rekinami wielorybimi, usypanymi z biało – czarnego piasku i zastawiona stołami z fikuśnymi lampionami, własnej produkcji. To wszystko tworzyło niepowtarzalny klimat. Słońce było coraz niżej, a metalowe grille nabierał odpowiedniej temperatury, aby na swoim ruszczcie zrumienić, krewetki, ryby, kalmary i inne produkty. Rozgościliśmy się na wyspie jak w najlepszej restauracji. Z małego głośnika zaczęła płynąć muzyka o dziwo, najnowsze hity z list przebojów. Kiedy słońce całkowicie zniknęło na horyzoncie, rozbłysły lampiony, a nasza kolacja było już gotowa i mogliśmy zacząć świętować, a było co świętować bo przecież dzień wcześniej nasza koleżanka miała urodziny ;-).
Po kolacji, obsługa wniosła tor i zaśpiewaliśmy “sto lat” Angelice. Myślę, że jeszcze nigdy nie widziałam, aby ktoś miał tak ogromne oczy ze zdziwienia;-) Bo przecież nie złamaliśmy obietnicy, w dniu jej urodzin nic się nie wydarzyło i grzecznie poszliśmy spać po kolacji, no może trochę później, kiedy już pośpiewaliśmy i nauczyliśmy się układu choreograficznego do znanej wszystkim piosenki z gatunku “niewymagającego”, ale wszystko w granicach rozsądku i bez żadnej okazji 😉 Kapitan statku wraz z załogą przyłączyli się do nas i na krótką chwilę, nasza łódź stała się najlepszą dyskoteką pod gwiazdami jaką tylko mogliśmy sobie wymarzyć. Ponoć jest tak, że rzeczywistość tworzy się na kilka sposobów, jednym z nich są marzenia. Myślę, że jedno się właśnie spełniło na maleńkiej wyspie Raidhigga tam gdzie ląd łączy się z oceanem, a z nieba spadają gwiazdy…..
Później nastała cisza, muzyka z głośnika przestała płynąć, a nasz kapitan statku wraz z załogą ustawili trzy duże bębny na piasku i zaczęli rytmicznie w nie uderzać. Wybijali rytm, klaskali i śpiewali w języku, którego słów nie rozumieliśmy, ale nie słowa były najważniejsze w tej wyjątkowej chwili, lecz serce jakie wkładali w swoją grę. Pot spływał im po twarzach, a głos czasami załamywał. Może to z tęsknoty za swoim krajem, Sri Lanką, albo za dziewczyną i miłością do niej. Nigdy się tego nie dowiemy…. Poddaliśmy się tej hipnotyzującej muzyce, “tańczyliśmy” na piasku w rytm bębnów. Idealne zwieńczenie pięknego wieczoru…
fantastycznie …zdjęcia pieknie dokumentują wszystko … super wyjazd !!!!
Dziękuję pięknie, zawsze z ogromną przyjemnością opisuję nasze podróże. Dzięki temu po powrocie do Polski przezywam je na nowo;-) Pozdrawiam serdecznie