Jak napisała w swoim wierszu Wisława Szymborska “Nic dwa razy się nie zdarza i nie zdarzy. Z tej przyczyny zrodziliśmy się bez wprawy i pomrzemy bez rutyny. Żaden dzień się nie powtórzy, nie ma dwóch podobnych nocy, dwóch tych samych pocałunków, dwóch jednakich spojrzeń w oczy”………
Trzy lata temu polecieliśmy na magiczną wyspę Bali. Zainspirowana książką Elizabeth Gilbert pt. “Jedz, módl się, kochaj” odwiedziłam balijskiego szamana, uzdrowiciela Ketuta Liyer. Było to dla mnie niepowtarzalne przeżycie mające wymiar duchowy. W całym tym wydarzeniu nie było ważne uzdrawianie czy przepowiadanie przyszłości, ale sam fakt poznania człowieka dla którego przyleciałam z drugiego końca świata i o którym tak wiele czytałam. Spotkanie przeszło moje najśmielsze oczekiwanie, było milion razy lepiej niż mogłam to sobie wyobrazić. Poznałam Ketuta i czas zatrzymał się na moment. Byłam najszczęśliwszym człowiekiem na świecie 😉 Wracałam do hotelu unosząc się metr nad ziemią, a moje serce wypełniała radość. Przez bardzo długi czas wracałam do wspomnień ze spotkania z Ketutem, niskim staruszkiem z jednym zębem i dobrą energią, którą mógłby obdzielić cały świat. Opowiadałam o moim cudownym doświadczeniu przyjaciołom, znajomym jak i również opisałam je na swoim blogu.
Na Bali wracałam kilka razy, ale nigdy nie odwiedziłam ponownie Ketuta, może bałam się, że nie doświadczę takiego magicznego stanu jak za pierwszym razem. Chciałam zachować piękne wspomnienia niczym nie zakłócone. Dwa tygodnie temu wróciliśmy na Bali z grupą przyjaciół, którzy chcieli poznać balijskiego uzdrowiciela o którym tak wiele im opowiadałam.
Tego samego dnia po przylocie pojechaliśmy do Ubud na spotkanie z Ketutem. To zaledwie godzina drogi od miejscowości Sanur w której się zatrzymaliśmy. Kiedy dotarliśmy na miejsce zobaczyłam znajomy zielony szyld i żółty znajomy napis “Ketut Liyers House & Family. Ta sama metalowa furtka delikatnie pokryta rdzą, prowadziła do ogrodu w którym trzy lata temu spotkałam się z Ketutem. Uśmiech nie schodził mi z twarzy i nie mogłam uwierzyć, że to się dzieje naprawdę.
Kiedy weszliśmy do środka poczułam się tak jakby ktoś wylał na mnie kubeł zimnej wody, albo odebrał najlepszy kawałek mlecznej czekolady z orzechami. Nie mogłam uwierzyć w to co widzę. Na podeście gdzie jeszcze trzy lata temu siedział Ketut i trzymał moją dłoń, siedział ktoś zupełnie obcy. Przecierałam oczy że zdumienia i miałam nadzieję, że jak zamknę powieki i je ponownie otworzę to obraz, który widzę przed sobą zmieni się, ale tak się nie stało;-(Widziałam młodego człowieka przepowiadającego przyszłość dwóm Angielkom. Nie było błogiego spokoju, który zapamiętałam, ani kwiatów, uśmiechu leciwego Ketuta i pozytywnej energii, która towarzyszyła podczas naszego spotkania. W uszach słyszałam jedynie nieprzyjemne odgłosy budowy, która pięła się w górę tuż obok, a w sercu pojawił się ogromny smutek, który chyba dało się “usłyszeć”……
Żona Ketuta poinformowała nas, że jej mąż jest już bardzo leciwy i schorowany. Nie spotyka się już z ludźmi, zastąpił go syn, który ponoć przejął jego zdolności i uzdrawia ludzi oraz przepowiada im przyszłość… Taka kolej rzeczy ;-( Widocznie pewne doświadczenia, które mają miejsce w naszym życiu są przeznaczone tylko dla nas i choćbyśmy stawali na głowie, aby mogli to samo przeżyć nasi przyjaciele, tak się nie stanie. Czy nam się to podoba czy nie, czas płynie nieubłaganie i niesie wraz z nurtem mnóstwo zmian…. Oby jak najwięcej było tych pozytywnych, czego sobie i Wam życzę z całego serca;-)
Zostaw komentarz