Borobudur (Świątynia – wzgórze)jest jednym z największych obiektów kultu buddyzmu na świecie. Niezwykła buddyjska świątynia powstała pomiędzy 750,a 850r. p.n.e.
Piramidalna konstrukcja świątyni odzwierciedla buddyjską wizję świata. Ma budowę tarasową, na pięciu czworobocznych tarasach dolnych znajdują się reliefy przedstawiające sceny z życia Buddy i dżataki. Na trzech górnych tarasach kolistych mieszczą się 72 dagoby, zaś w każdej z nich (poza jedną) znajduje się figura Buddy. Całość wieńczy większa od innych dagoba.
Do Borobudur pojechaliśmy taksówką po wcześniejszym ustaleniu ceny z kierowcą. Droga była czystą przyjemnością. Przez szyby samochodu mogliśmy oglądać okolicę. Kiedy dotarliśmy na miejsce zobaczyliśmy mnóstwo sklepików i handlarzy, którzy próbowali nam sprzedać lokalne rękodzieła;-) Grzecznie podziękowaliśmy i udaliśmy się do kasy. Ku naszemu zdziwieniu okazało się, że dla turystów jest specjalne pomieszczenie gdzie kupują bilety. Cena biletu dla lokalnego mieszkańca 30.000 rupii dla turysty 190.000 rupii za osobę. Pomieszczenie dla turystów wyróżniało się nie tylko ceną, ale również obsługą, kawa i woda gratis oraz wiązanie chusty na biodrach;-)
Świątynia zrobiła na nas piorunujące wrażenie. Nigdzie wcześniej nie widzieliśmy tak pięknego miejsca. Do Świątyni prowadziły dwie alejki przedzielone trawnikiem z kwiatów. Idealnie błękitne niebo było tłem dla cudu, który majaczył się na horyzoncie. Z nieba lał się na nas niemiłosierny żar. Kiedy dotarliśmy na miejsce trudno nam było uwierzyć, że tą niezwykłą budowlę z tysiącami płaskorzeźb, posągów zbudowali ludzie. Świątynia została wzniesiona na wzgórzu na granicy z dżunglą. Na jej szczyt prowadziły kamienne bardzo strome schody. Szliśmy w milczeniu podekscytowani tym miejscem i ludźmi, których mijaliśmy. Widok ze szczytu zapierał dech w piersiach, a dymiący wulkan w oddali przypominał o ulotności świata….
N najwyższej płaszczyźnie budowli królowały kamienne dzwony z których co jakiś czas wystawała zadumana figura Buddy. Były piękne misternie wykonane. Przy jednej z nich spotkaliśmy kobietę europejkę, która zanurzona była w medytacji. Pamiętam ten spokój na jej twarzy i czerwoną bransoletkę na jej nadgarstku. Kolorowa chusta opadała na jej smukłe ramiona. Pomyślałam wtedy ile czasu potrzebowałabym na uzyskanie takiego stanu. Patrzyłam na nią jak zahipnotyzowana. Bił od niej spokój, którego tak bardzo mi brakowało Ile pracy nad sobą musiałabym wykonać, aby uzyskać taki stan umysłu. Czy nie na tym właśnie polega życie, na rozwijaniu się i dążeniu do tego co najważniejsze i niewidoczne dla oczu…
Wracaliśmy naładowani pozytywną energią, którą roztaczało to miejsce.
Przy wyjściu oddaliśmy chusty i udalismy się dalej do Preambanan, ale wczeniej musielismy jeszcze zakupić figurki buddy z kamienia lawy wulkanicznej 🙂
Fantastyczny opis i zdjecia .. Czyta sie bardzo przyjemnie , a zdjecia idealnie odzwierciedlają ten cud ludzkiej reki .. Nie samowite ze to ludzie takie budowle tworzyli .
Tak to prawda Megi. Kiedy zobaczyliśmy tą budowlę nie mogliśmy uwierzyć, że ona istnieje naprawdę. Nigdzie wcześniej nie widziałam takiej pięknej świątyni.
Wielkie wyzwanie taka daleka podróż, brak słów, zdjęcia 10 pkt. opis 10 pkt.
Trud podróży rekompensują przeżycia i piękno, które możemy podziwiać na własne oczy. Polecam każdemu taka daleką podróż;-)
zaglądam do tych zdjęć i opisów podróży bardzo często …super relacja …pozdrawiam