Do Green Kanionu wybraliśmy się o świcie, wraz z Iwanem (przewodnik z rezerwatu), którego poznaliśmy dzień wcześniej. W nowych różowych spodniach alladynach zakupionych na pobliskim straganie mogłam ruszyć w drogę 😉 Przed hotelem czekały na nas dwa skutery, które wypożyczył specjalnie dla nas Iłan. To najlepszy i najtańszy sposób poruszania się po wyspie 😉 Dzięki temu jeszcze bardziej mogliśmy wtopić się w tłum i oglądać Jawę z innej perspektywy. Drogi na wyspę są różne jedne idealnie równe, a inne pokryte dziurami i w stałym remoncie. Pod tym względem Jawa przypomina Polskę 😉
Z ogromną ciekawością przemierzaliśmy wyspę. Mijaliśmy maleńkie wioski z niskimi domkami pokrytymi liśćmi palmy. Gdzie uklepana i zamieciona ziemia tworzyła podwórko. Za domami rosły ogromne drzewa i tworzyły coś na kształt dżungli. Pomiędzy drzewami wisiało pranie rozwieszone na sznurku. Małe dzieci bawiły się przed domem. Gdzieniegdzie chodziły kury i pies leniwie się przeciągał. Jakże różni się życie tutejszych mieszkańców od naszego. Nie potrzebują telewizorów, drogich ubrań, aby cieszyć się życiem. Zwykły patyk w ręku dziecka jest fantastyczną zabawką. Mieszkańcy Jawy wiedzą więcej o celebrowaniu życia niż my… Nigdzie się nie śpieszą, a ich twarze są spokojne i radosne. Mamy
wrażenie, że wszystko jest tu z góry zaplanowane i ma swoje miejsce. Europa jest teraz dla nas bardzo odległa jakby nieosiągalna, cieszymy się tym stanem bo na Jawie czujemy się jak w domu;-)
Po godzinie jazdy na skuterach Iłan zarządził postój nie po to by odpocząć, ale po to, aby zobaczyć plantację palm kokosowych. Stały w równych rzędach jedna obok drugiej wysokie i piękne. Młody Jawajczyk wspiął się wysoko na drzewo i zbierał nektar z kwiatów kokosa. Z nektaru jak wyjaśnił nam Iłan robi się cukier. Mogliśmy się o tym przekonać osobiście pół godziny później kiedy zatrzymaliśmy się w małej wiosce. Leciwy starszy Pan w dużej kadzi na ogniu podsycanym łupinami kokosa gotował zebrany nektar, który po jakimś czasie karmelizował się. Dostaliśmy gotowy produkt w prezencie zawinięty w liście palmy kokosowej;-) Pomiędzy palmami mieszkańcy posadzili orzeszki ziemne. Nie za specjalne niskie krzaki porastały ziemię. To niesamowite, że ta niepozorna roślina z niewielką ilością liści rodzi tak smaczne owoce 😉 Uwielbiam orzechy w każdej postaci. Te wyrwane prosto z ziemi smakują inaczej, ale równie smacznie.
Na tle tego pięknego krajobrazu nie wiadomo skąd pojawiła się młoda Indonezyjka z białym koniem. Przychodzi tu każdego dnia, aby jej przyjaciel zjadł śniadanie 😉 Ponoć trawa w tym miejscu jest niewiarygodnie soczysta i pyszna.
Czas opuścić plantację Palm kokosowych i ruszyć dalej. Krajobraz cały czas się zmienia, a na niebie pojawiają się ciemniejsze chmury. To normalne o tej porze roku. Na Jawie kończy się pora deszczowa. Mijamy pola ryżowe i ludzi, którzy w stożkowych kapeluszach sadzą zielone źdźbła. Zatrzymujemy się w kolejnej maleńkiej wiosce. Tym razem wita nas uprzejmy artysta w średnim wieku, który z misterną precyzją rzeźbił w kawałku drewna marionetki. Są one wykorzystywane przez Jawajczyków w tradycyjnych przedstawieniach. Turyści mogą zakupić kukiełkę i zabrać ze sobą do domu jako piękną pamiątkę. Zostaliśmy również zaproszeni na krótki spektakl z wykorzystaniem zabytkowych lalek zrobionych jeszcze przez ojca owego artysty. Po części artystycznej wycieczki przyszedł czas na niezwykłe miejsce słynące z rekinów białych. Zaledwie dwie godziny jazdy na skuterze dotarliśmy do klifu porośniętego drzewami namorzynowymi mogliśmy wspiąć się na górę i doświadczyć niebywałego widoku na niespokojne budzące respekt morze Jawajskie. Ponoć w tych wodach, aż roi się od rekinów białych. My niestety nie zobaczyliśmy, ani jednego;(
Idąc dalej wzdłuż klifu dotarliśmy do ośrodka ochrony żółwi. Widok dopiero wyklutych stworzeń był bardzo budujący! W dużych basenach pływały żółwie, podzielone w zależności od wieku i gatunku. Nie był to duży ośrodek, ale pracowali w nim ludzie pełni pasji i miłości do zwierząt. Utrzymywali się z datków zostawionych przez turystów. Okazało się, że byliśmy pierwszymi polakami, którzy dotarli w to miejsce. Wpisaliśmy się do wysłużonej księgi gości i pojechaliśmy dalej bo czas płynął nieubłaganie…
Zostaw komentarz