Są takie momenty w życiu każdego człowieka kiedy głos więźnie w gardle, a czas zatrzymuje się w miejscu jak zaczarowany. Doświadczam tego za każdym razem kiedy jestem w podróży zarówno w tej bliskiej jak i dalekiej!
Najlepiej uchwycił to Ryszard Kapuściński i zamknął w dwóch zdaniach ,,Podróż przecież nie zaczyna się w momencie, kiedy ruszamy w drogę, i nie kończy, kiedy dotarliśmy do mety. W rzeczywistości zaczyna się dużo wcześniej i praktycznie nie kończy się nigdy, bo taśma pamięci kręci się w nas dalej, mimo że fizycznie dawno już nie ruszamy się z miejsca. Wszak istnieje coś takiego jak zarażenie podróżą i jest to rodzaj choroby w gruncie rzeczy nieuleczalnej.”
I tak kilkoro przyjaciół chorych na nieuleczalną chorobę 😉 wsiada do auta w czwartek o godzinie siedemnastej po południu, aby nad ranem następnego dnia dotrzeć do Austrii. Wszystko dlatego, że chcemy nurkować w najpiękniejszym jeziorze jakie stworzyła natura Gruner See. Swoja nazwę zawdzięcza szmaragdowej wodzie, która wypełnia akwen. Ten niewielki naturalny zbiornik wodny zasilany jest wodą z topniejących śniegów. Jezioro w szczycie sezonu, który przypada od połowy maja do czerwca ma zaledwie 12 m głębokości. W zimowych miesiącach poziom wody spada do 1-2m.
Nad jezioro Gruner See docieramy wczesnym popołudniem. Deszcz powoli przestaje padać, a niebo się przejaśnia. Zatrzymujemy się na niewielkim parkingu otoczonym lasem o intensywnie zielonym kolorze. Na drodze ustawiono znak zakaz wjazdu. Nic nie wskazuje na to, że tuż za niewielkim wzniesieniem kryje się szmaragdowy cud. Wysiadamy z auta i idziemy rozejrzeć się po okolicy. Zaledwie kilka metrów od parkingu nie wiadomo skąd wyrastają olbrzymie góry. Ich czubki zanurzone są w chmurach, a tuż u ich stóp rozpościera się przepiękne szmaragdowe jezioro. To jest ten moment kiedy nie jestem wstanie wydusić z siebie słowa. Zachwyt miesza się ze wzruszeniem. Piękno tej dziewiczej przyrody jest porażające i odbiera mowę.
Ubieramy się w błyskawicznym tempie. Nie możemy czekać, ani chwili dłużej, szmaragd przyciąga jak magnez 😉 Zejście do jeziora jest dość łagodne, ale pokryte wystającymi korzeniami, które w połączeniu z deszczem robią się śliskie i trochę niebezpieczne. Zakładamy płetwy i zanurzamy się w krystalicznie czystej wodzie. Wizura przekracza 30 metrów i wywołuje uśmiech na mojej twarzy. Błękit wręcz poraża. Widzimy piękne białe skały, kilka ławic niewielkich ryb, zielone glony i jasny piasek, które pokrywa dno jeziora. Spokojnie płyniemy i chłoniemy to miejsce na tyle na ile ludzkie oko nam na to pozwala 😉
P/S Dziękujemy Ani, Agacie, Hubertowi i Darkowi za magiczny wspólny czas, przeplatany dobra muzyką, smacznym jedzeniem, chrapaniem i wspólnymi sukcesami 😉 Bez Was Gruner See nie byłoby tak szmaragdowe, a las tak bardzo zielony……
Relacja jak zawsze szczegółowo opisuje wyjazd ..bardzo dużo można się dowiedzieć o miejscu wyprawy …super !!! Dziekuje za bloga i czytam ..czytam..czytam
Ewa bardzo nam miło! Pozdrawiamy ciepło
Zdjęcia z tego miejsca przyprawiają o zawrót głowy !!! Relacja fantastyczna .
Rewelacja!!! Wstęp idealnie wprowadza w odpowiedni nastrój do oglądania relacji Foto :):):)
Gratulacje !!
Przepiękne zdjęcia.. 🙂 Uwielbiam Twoje relacje! :)Fantastyczna przygodna..! Chyba mam nowe marzenie.. 🙂
Bardzo się cieszę, że nasza podróż i relacja może być inspiracją;-) Pozdrawiamy ciepło
Wspaniała relacja – zdjęcia idealne .. czytam z zachwytem .. chcę więcej …i więcej 🙂 czekam na książkę kiss 🙂